W niedzielę Górnik Łęczna zremisował 0:0 z Widzewem Łódź. Dla podopiecznych Franciszka Smudy był to piąty punkt w rundzie wiosennej. Po tym remisie "zielono-czarni" zajmują szóste miejsce w tabeli z dorobkiem trzydziestu dziewięciu punktów.
W poprzedniej kolejce Górnik uległ 1:6 z Olimpią Grudziądz. Piłkarze z Łęcznej po tej porażce byli dodatkowo podrażnieni i chcieli udowodnić, że wciąż liczą się w walce o awans do pierwszej ligi. W niedzielę ich rywalem był zajmujący drugie miejsce w tabeli Widzew. Mimo zakazu kibice z Łodzi pojawili się na stadionie w Łęcznej i głośnym dopingiem wspierali swój zespół.
Od pierwszych minut kibice z Łęcznej mogli oglądać debiutanta Adriana Kostrzewskiego, który zastąpił między słupkami Patryka Rojka. Do jedenastki wrócili Oleg Borodai i pauzujący za kartki Donatas Nakrosius.
Pierwsze dwadzieścia minut to dominacja Widzewa. Piłkarze z Łodzi nie potrafili udokumentować swojej przewagi stworzeniem klarownej sytuacji. Podopieczni Franciszka Smudy bronili się mądrze i z czasem zaczęli się odgryzać swoim rywalom. W 24 minucie po strzale Roberta Pisarczuka po raz pierwszy do wysiłku był zmuszony Patryk Wolański, który nie miał problemów z obroną. Chwilę później na uderzenie zdecydował się Filip Szewczuk, ale ponownie z interwencją nie miał problemu golkiper Widzewa.
W przerwie Sergiusz Prusak otrzymał podziękowania na płycie boiska z rąk prezesa Piotra Sadczuka. Były golkiper drużyny z Łęcznej otrzymał pamiątkową koszulkę z liczbą spotkań, jaką rozegrał w barwach Górnika.
W drugiej połowie ponownie inicjatywę przejął Widzew, ale nic z tego nie wynikało. W 48 minucie po strzale z dystansu Dario Kristo piłka poszybowała nad poprzeczką. W 64′- praktycznie stuprocentową sytuację miał zespół z Łodzi. Uderzenie Daniela Świderskiego przeleciało, jednak nad poprzeczką. W 75 minucie po składnej akcji z ostrego kąta strzał oddał Jakub Kowalki, ale zrobił to bardzo niecelnie. W 92′-Górnik mógł pokusić się o zdobycie gola, ale zaprzepaścił świetną okazję.
– To był mecz, w którym przeważała walka przez dziewięćdziesiąt minut. Zespoły czekały na błąd przeciwnika, żeby zdobyć bramkę i dlatego tej walki było więcej niż gry. Każdy trener chce wygrać, to nie ulega wątpliwości. Brakuje nam amunicji z przodu, żeby strzelać bramki. To podstawa w każdym zespole. U nas napastnikiem jest młodzieżowiec bez doświadczenia, ale robił wszystko, na co było go stać. Na temat gry Widzewa nie chcę się wypowiadać. To drużyna prawie że pierwszoligową kadrą ponad trzydziestu ludzi. Na pewno wywalczy sobie awans do I ligi.- powiedział Franciszek Smuda.
Komentarze